środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 2

- Penelopo! Jak możesz tak zabiedbywać swoją matkę? - wysłuchiwałem jak matka kłóciła się ze swoją siostrą odkąd wróciliśmy ze szpitala. Na szczęście jutro weekend. Nie muszę iść do szkoły. Mój telefon zawibrował mi w kieszeni. Wpisałem kod i ukazała mi się wiadomość tekstowa.
"szkoda mi Cię mały rudzielcu" wiadomość była od nieznajomego numeru. Kto to? Starałem się przypomnieć komu dawałem swój numer. Chwila.. Nie miałem komu i po co komu go dawać. Zkwasiłem się i myśląc co stosownego odpisać popijałem colą. 
"Mogę wiedzieć kim jesteś?"
Minęło pięć, dziesięć, piętnaście minut i nic. Zero odzewu. Pewnie znów robią sobie ze mnie jaja. Nikomu nigdy nie było mnie szkoda, więc czemu teraz miałoby to się zmienić? Dlatego, że robiło się już ciemno i chłodno, postanowiłem wziąć ciepły prysznic i posiedzieć chwilę z mamą.

- Więc mówisz, że ciocia zostawiła ci wszystko na głowie? - spojrzałem na nią współczująco. Miała już dużo zmartwień ze mną, jeszcze babcia.
- Jest w innym mieście, nie ma jak przyjeżdżać. - łagodnie odpowiedziała popijając herbatę owocową.
- Mamo chodźmy jutro do kina, rozerwiemy się troszkę. I tobie się to przyda i mi. -
- Wiesz Ed, to dobry pomysł, naprawdę. Babcia wychodzi dopiero pojutrze ze szpitala. A więc wiesz, muszę omówić pare spraw z opiekunkami. Ale to pojutrze - przytuliłem mamę, poza nią nie miałem nikogo. Nie mam taty, odszedł od nas gdy miałem 10 lat. Po prostu rano się obudziliśmy a na stoliku leżała karteczka, że już nigdy nie wróci i nas kocha. Co było niesamowicie dziwne, skoro nas kocha to czemu nas zostawił. Ale nie jest mi z mamą źle, wspieramy się nawzajem. Po obejrzeniu dwóch odcinków Gry o Tron razem z mamą nie pozostało mi nic innego jak iść spać. Oczy same mi się już przymykały. Wszedłem na górę schodami i od razu pobiegłem do swojego pokoju chowając się pod kołdrę. Jak na złość byłem taki zmęczony a nie mogłem zasnąć, co było naprawdę dziwne. Cały czas w głowie siedział mi ten sms. Był taki miły. Nawet przez krótki moment czułem że komuś na mnie zależy, ale to chore i raczej nie możliwe. Roześmiałem się sam do siebie ze swojej głupoty. Przypływ myśli męczył mnie jeszcze z dobrą godzinkę a potem oddałem się snu. Śniło mi się, że byłem na korytarzu szkolnym, sam. Nagle po ścianach zaczął przewijać się czyjś cień, ale nikogo nie było. "pomogę ci we wszystkim" słyszałem taki głos w mojej podświadomości. Sen ciągnął się w nieskończoność, a ja biegałem za cieniem próbując znaleźć jego "właściciela"
- Ed, wstawaj... Już jest po 13, chciałeś iść do kina synu. - z wielkim bólem otwierałem powieki. Pospałbym jeszcze z godzinę. Przeciągnąłem się i już "na trzeźwo" spojrzałem na mamę posyłając jej uśmiech, który dawał jej do zrozumienia, że jeszcze pare minutek.
- Synu. - powiedziała stanowczym głosem potrząsając mną. Widząc że to nic nie daje zabrała mi kołdrę i zostawiła mnie na pastwę losu. Samego, bez kołdry.
- Mamo no co ty.. Daj to. Nie wygłupiaj się. - chwiejnie usiadłem na brzegu łóżka zakładając kapcie. Z zamkniętymi oczami wstałem kierując się w stronę schodów. Na dole było już słychać dźwięk odkurzacza. 
- Wstałem.- burknąłem, gdy byłem już w salonie. Poszedłem do kuchni oczekując, że będzie tam śniadanie. Ale nieźle się zdziwiłem jak go tam nie było.
- Gdzie śniadanie. - wyjrzałem zza kuchni na mamę, która spojrzała na mnie jak na głupka.
- Ed chyba masz ręce, nogi, głowę. Zrób se śniadanie. Nie będę cię przez całe życie wyręczać. - ostatnie zdanie już wyjęczała. Westchnąłem i zabrałem się za zrobienie kanapek. Po zjedzeniu śniadania wziąłem poranną toaletkę, czy jak to tam moja mama mówi. Jak skończyłem się ogarniać czas przyszedł by posprzątać pokój. Uwinąłem się z tym w niecałą godzinę. Nie chcąc psuć swojego codziennego rytuału. Wziąłem gitarę i zacząłem uderzać palcami o struny tworząc przyjemny dla uszu dźwięk.
"So live life like you're giving up
Cos you act like you are
Go ahead and just live it up
Go on and tear me apart 
It's allright to shake
Even my hand does sometimes
So inside we rage
Against the dying of the light
It's alright to say that deaths the only thing you haven't tried
But just for today
Hold on"
Zawsze gdy tata był jeszcze z nami, codziennie z nim grałem na gitarze. A raczej to on grał a ja się uczyłem. Zawsze mi mówił, że kiedy go już przy mnie nie będzie to nigdy nie mogę przestawać grać. Póki co nie było jeszcze takiego dnia żebym nie grał chociaż jednego dnia. Tęsknie za tatą i grając mam taką małą nadzieje, że kiedyś wróci. Chociaż wydaję się to z grubsza niemożliwe.

Po godzinie osiemnastej wybraliśmy się z mamą do kina jak mieliśmy to już w planach. Stojąc w kolejkach do kas biletowych zastanawialiśmy się na co iść. Był strasznie duży wybór filmów lecz po długim zastanawianiu się doszliśmy do porozumienia, że pójdziemy na Wojownicze Żółwie Ninja, których dzisiaj jest premiera.
- Dzień dobry, chcielibyśmy kupić dwa bilety na Wojownicze Żółwie Ninja, można? - zapytałem kobiety siedzącej w kasie. Po kupnie biletów poszliśmy do sali numer 4 w której miał odbywać się seans. Weszliśmy do ciemnej sali i idąc po schodach znaleźliśmy swoje miejsca. Usiedliśmy na nie i akurat na ekranie zaczęło przewijać się milion reklam. Nagle zgasły światła i zaczął się film. 
~~~
- Idę do toalety. - szepnąłem do mamy i wstając z niewygodnych foteli ruszyłem do toalety. Ruszyłem? Ja do niej pobiegłem! Otworzyłem drzwi od toalety załatwiając swoją potrzebę. Po skończeniu poszedłem umyć ręce, kiedy poczułem mocny niespodziewany cios który powalił mnie na ziemię. Odruchowo spojrzałem do góry kto był jego sprawcą. Liam, parszywy gnojek.
- Co znów ode mnie chcesz!? - krzyknąłem nie wytrzymując już tej presji. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony ale po chwili jego twarz przybrała znów kolor czerwony, a on sam rzucił się na mnie bijąc mnie po twarzy, brzuchu.. Wszędzie gdzie się dało i gdzie najmocniej bolało.
- Co chce? Ty ruda szmato! Jak mogłeś zadzwonić na policję wczoraj! Skurwysynie jeden! Pytam się!? - Liam potrząsał mną na zmianę z biciem. Nie widziałem o czym mówi. W pewnym momencie zaczęło mi się robić słabo a z buzi zaczęła wylatywać krew.
- Liam, ja nigdzie nie zadzwoniłem, naprawdę. - wysapałem ostatkami sił. Brunet podniósł mnie za bluzkę do góry. 
- To z jak cholernej racji zjawiła się u mnie policja? Masz szczęście, że dała mi tylko ostrzeżenie. Niech to będzie ostatni raz, bo wiesz, że ja cię zawsze znajdę. - ostrzegł mnie. Puszczając moją bluzkę spadłem z hukiem na ziemię a on sam wyszedł z toalety. Nie wiem jak to robił, że zawsze wiedział gdzie jestem i co robię. Ale na pewno nie zadzwoniłem na policję. Nie mam zielonego pojęcia kto to zrobił. Przysięgam.. 
1093 słów
6642 litery

5 komentarzy:

  1. super! czekam na kolejną część. dodawaj je częściej!

    OdpowiedzUsuń
  2. omg to ff jest takie wehdsbghefsd gmynb .Jestem strasznie ciekawa kto zadzwonił po policje i jak Ed zareaguje na to

    P.S.
    Bardzo mocno pozdrawiam i mam nadzieje ze będzie szło ci tak samo jak teraz albo nawet i lepiej !
    ily

    OdpowiedzUsuń
  3. Poszli na Żółwie Ninja ! Mój ulubiony film. Biedny Ed. Aż smutno mi się robi:(
    Ale blog jest super , pisz dalej!!!

    OdpowiedzUsuń