poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 8

- Więc może wytłumaczysz mi o co w tym wszystkim chodzi? - Elizabeth zapytała mnie od razu przy wejściu do pokoju.
- Nie lubią mnie i tyle. - usiadłem na przeciwko niej i wyciągnąłem podręcznik do fizyki.
- No raczej to nie tylko to. Zrobimy razem lekcje? - podeszła do mnie dostawiając sobie pufę do biurka. Jaka nachalna. Myślałem, że sobie pójdzie od razu jak dam jej ciuchy.
- Czemu ukrywasz w szkolę jaką naprawdę jesteś?
- Nie rozumiem. - mruknęła opierając się łokciem o blat biurka i oglądając mój pokój.. Ledwo dosięgała tym łokciem do biurka.
- Wydawałaś mi się być taka cicha i spokojna, a okazało się, że gadasz więcej niż przekupki i jest cię wszędzie pełno. - uśmiechnąłem się kąśliwie, lecz tak żeby zarazem się nie obraziła i by nie wyszło to niegrzecznie.
- Widzisz, pozory mylą. Czemu tak myślałeś? Wiesz, jestem świeża w tej szkole. Nie znam tu za dużo osób. Jedyną osobą, którą poznałam był Liam, natomiast teraz znam również i ciebie. Chociaż nie mam pojęcia dlaczego lubisz mnie zlewać. Myślałam, że to Liam jest taki zlewający i okrutny, ale to ty się okazujesz takim być. - Wstałem z krzesła i trzaskając drzwiami wyszedłem do kuchni. Elizabeth mnie teraz strasznie uraziła. Jestem totalnym przeciwieństwem Liama. Nienawidzę tego śmiecia. Gdybym wiedział, że się ona z nim 'zaprzyjaźnia' to bym jej nawet do domu nie wpuścił. Chwila.. Ale może ona ma racje? Może zmieniam się, przez jego zachowania. Faktycznie w tym roku stałem się bardziej pewny siebie, lecz czy to równa się z tym, że stałem się chamidłem? Z drugiej strony ona nie wie o naszym sporze. Nie mogę jej winić, co nie zmienia wciąż tego że naprawdę mnie to zabolało. Wlałem do dwóch szklanek wodę, gdy zaraz po mnie weszła do kuchni zdziwiona dziewczyna.
- Co ci się stało? - rozejrzała się po pomieszczeniu i zwróciła wzrok na mnie.
- Nic. - wcisnąłem szklankę z wodą w jej drobną dłoń. - chodź do pokoju. - wydaję mi się, że nie umiałbym na niej się wyżyć. Ale nie zapomnę tego.
- Na pewno wszystko ok? - odwróciła się jeszcze raz i spojrzała na moją twarz jakby szukała w niej odpowiedzi. Na odpowiedź skinąłem lekko głową.
- To nie tak, że chcę cię zlewać. Nie chcę cię zlewać. Po prostu jestem zdziwiony, że się do mnie odzywasz. Rzadko kto to robi, ponieważ potem właśnie są takie sytuacje jak dziś na korytarzu. - zebrało mi się na zwierzenia. Gwarantuję, że po tym co jej powiedziałem ona się już raczej nie odezwie do mnie w szkole. Chociaż, jakby chciała to by się w ogóle nie odzywała. Uniosłem rękę do góry, żeby dać jej do powiedzenia, że to koniec już tego uciążliwego tematu. Wróciliśmy do pokoju i wróciliśmy do swojego zajęcia. Tyle, że dałem usiąść jej na krześle bo pufka była naprawdę niska. Od razu przystąpiłem do rozwiązywania pracy zadanej do domu. Lizzie nie ciągnęła dalej już tego tematu i zabrała się również za odrabianie lekcji. Właściwie ja robiłem, a ona spokojnie i w ciszy przepisywała. Nie przeszkadzało mi to, że spisuje. Przywykłem. Kiedy minęła chwila czasu, skończylem rozwiązywać zadania, a do pokoju weszła mama.

- Chcecie coś do jedzenia? - obdarowała nas uśmiechem patrząc co robimy. 
- Ja dziękuję. I tak będę już szła. - Lizzie odepchnęła się na krześle i odkleiła od niego swoje szanowne dupsko. 
- no jak uważasz, miło było cię poznać. - mama była jak w siódmym niebie. Chyba naprawdę myślała, że łączy mnie z tą dziewczyną coś więcej, niż zwykła znajomość. Wstałem za koleżanką, by odprowadzić ją do drzwi. Na chwilę zatrzymałem się w łazience by sięgnąć jej ciuchy, które jak się okazało mama już zdążyła wyprać. Nawet o tym nie pomyślałem.
- Um.. Przepraszam ale moja mama wyprała twoją bluzkę, więc jeżeli chcesz to możesz iść w mojej bluzce. Właściwie to musisz bo inaczej cię nie puszczę. - zaśmiałem się równo z dziewczyną. Przy niej naprawdę jestem inny. Zmienny. Raz mam jej dość, a innym razem wręcz przeciwnie. 
- Nie ma sprawy. - ustałem koło wieszaka lekko opierając się o ścianę i obserwując jak Lizzie wciąga buty. Głupia dziewucha, będzie miała przeze mnie problemy w szkole. Myślę, że nie dadzą jej żyć. Stając w obronie słabszego, to tak jakbyś sam podkładał się pod kółka wozu. Dużego wozu, ciężarówki. Pomogłem jej ubrać płaszczyk z którym się męczyła. 
- To do jutra. - podeszła do mnie obejmując mnie co wprawiło mnie w zaskoczenie. To było miłe lecz ona nie wie co robi będąc dla mnie przyjacielską. Nie może to tak pozostać. 
- Dobranoc. - odparłem szorstko wyplatając się z objęcia. 
- Masz humory jak baba. - obrażona Elizabeth wyszła zatrzaskując za sobą drzwi, a mi jak na zawołanie zadzwonił telefon "Ładna jest. Nie dla Ciebie". Sms był znów od tego nieznajomego mi numeru, od którego już dostałem jedną wiadomość. Z lekka się zdziwiłem, a zarazem przestraszyłem. Nie o to, od kogo jest ta wiadomość, lecz o Lizzie. W ekspresowym tempie ubrałem kurtkę nie dopinając się do końca i wybiegłem. Była na końcu uliczki. 
- Lizzie! - dobiegłem do niej na pełnym przyśpieszeniu ledwo wyhamowując. 
- Co chcesz? Obraziłeś się przecież.
- Idę do tego sklepu, który jest w kierunku twojego domu więc mogę cię odprowadzić. - wymyśliłem na poczekaniu.
- Skąd wiesz gdzie mieszkam? - wyjęła słuchawkę z ucha i wystawiła mi język. 
- Nie wiem, ale na pewno gdzieś po drodze będzie sklep. 
- Mhm, a dlaczego jesteś w papciach? - odruchowo spojrzałem na stopy, na których faktycznie były pluszowe papcie. Prawie się spaliłem ze wstydu, dobrze, że było ciemno i nic nie było widać.
- Nowa moda? Nie? - roześmialiśmy się a dziewczyna lekko odepchnęła mnie o ramie. Wiedziała, że kręcę.
- Po prostu się przyznaj, że chciałeś spędzić ze mną więcej czasu.
- Coś w ten deseń ale nie do końca. - szliśmy wciąż wzdłuż prostej drogi. Cały czas lekko dyszałem. Przebiegłem może ze sto metrów i to z dziesięć minut temu, a wciąż nie ochłonąłem i czuję się jakbym biegł z kilometr. Ta sprawność fizyczna. Wziąłem od niej słuchawkę wsłuchując się w dźwięk, który z niej dobiegał. 
" I don't wanna think
I just wanna feel
I just want dream
So pore another round
And throw it back until it's down
Let's get lost until we're found again and again

And even if I never forget you baby
Tonight I'm gonna let your memory baby, go
Oh, it's sad I know

But at least I got my friends 
Share a raincoat in the wind
We got my back until the end 
If I never fall in love again."

Słówek: 1069
Literek: 6303
Wesołych świąt moi drodzy! Wstawiam to dziś jako prezent na gwiazdkę, ale żebyście mieli czas przeczytać ten prezent jako iż jest lekko wyprzedzony. Życzę Wam wszystkiego najlepszego z okazji świąt i udanego nowego roku! Dziękuję również tym którzy pod ostatnim postem dali mi do zrozumienia, że mam dla kogo pisać. Do zobaczenia już pewnie w nowym roku, w którym uzupełnię postacie występujące w opowiadaniu. Lecz przez cały czas proszę o pisanie komentarzy, wchodzenie, pytanie o opowiadanie ;) Soyeonxx.

4 komentarze:

  1. super rozdział, czekam z niecierpliwościa na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. ten rozdział jjest świetny, uwielbiam go, pisz dalej <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest świetny, najlepsze jest w tym to że nie masz pewności z kim w zasadzie on będzie, czy w ogóle będzie i jak to się potoczy! Weny życzę i czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Supcio, tak jak wszystkie rozdziały :3

    OdpowiedzUsuń